Z tą młodą w tytule to sobie
posłodziłam. :) Dziś będzie o temacie bieżącym, czyli
jak to jest w praktyce z tą wielką owsiakową orkiestrą. Nie
zamierzam jednak odpowiadać na pytanie czy dawać, czy nie dawać na
WOŚP, bo każdy ma swój własny łeb i swoją decyzję winien
podjąć. Opowiem Wam zwyczajnie, co widziałam będąc kilka razy w szpitalach
na oddziałach ginekologiczno-położniczym i noworodkowym.
Ostatnio przeglądałam książeczkę
zdrowia Sarenki i zauważyłam, że wklejono w nią certyfikat z
logiem WOŚP. Jakoś wcześniej tego nie zarejestrowałam, a okazuje
się, że moja córa - choć jest okazem zdrowia - również
skorzystała z inicjatywy Wielkiej Orkiestry. Konkretnie chodzi o
program badania słuchu dla noworodków.
Sarenka miała zaledwie dzień życia,
gdy spytano mnie o zgodę na to badanie. Po jej udzieleniu, wzięto na chwilę ode mnie małą, przebadano aparatem i oddano -
bez płaczu, bez kolejek, bez zamieszania. Naprawdę duży plus -
szczególnie, że była to chyba jedyna rzecz, o którą nie musiałam
sępić i przypominać się personelowi szpitala.
Co więcej, w obu szpitalach, w których
byłam, widziałam sprzęt medyczny oznaczony charakterystycznym
serduszkiem WOŚP - i był to sprzęt zazwyczaj full wypas,
profesjonalny i co ważne - używany.
Tak więc, niech mówią co chcą,
niech Jurek nawet bierze coś tam do kieszeni (choć osobiście w to
nie wierzę), ale Orkiestra naprawdę działa i naprawdę pomaga.
To tyle i żeby pozostać w temacie...
SIEMA! ;)